(w tekście)
Museum of the Moving Image, w środku nie mogłam robić zdjęc...
Widok z okna na Manhattan
Uliczką którą mógł chadzać Woody. Poszukiwania trwają.
I jeszcze w oddali Alpy znad chmur.
Mieszkamy w dzielcincy Long Island, bardzo blisko Manhattanu, a przez okno widzę Empire State Building! Dzielnica jest przedziwna, zaśmiecona bardziej niż polskie lasy i przez cały dzień widziałam zaledwie pięciu białych (włącznie z Jakiem i Tatą). Sami czarni, Hindusi, Brazylijczycy, Arabowie, Azjaci. Czułam, że się wyróżniam. I to wcale nie dodawało mi pewności siebie...
Generalnie wszystko jest tutaj podobne, do naszego. Te same hity w radiu, te same marki, ta sama moda. Ameryka to próba odtworzenia Europy, my z kolei jesteśmy ogarnięci chęcią kopiowania tego, co amerykańskie. Tak zamyka się koło i wszędzie jest tak samo, nie trzeba wyjeżdżać.
No dobrze, ale żeby Was nie nudzić, opowiem o folklorze, bo taki też mają. Po pierwsze nawet jeżeli coś jest podobne, to jest większe. Większe samochody, większe łóżka, szersze chodniki, przestronne windy, a wszystko z pewnością dla grubasów.
No właśnie. W tym kraju otyłość jest nieunikniona. Na załączonym zdjęciu przedstawiam nasze śniadanie. Gigantyczne pankejki z jajecznicą, słonym masłem i misą syropu klonowego. Pyszne! I mając to tuż obok, trudno nie skorzystać.
Wszędzie, naprawdę wszędzie pachnie fastfudem. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam. Kebab za tortillą, tortilla za pizzerią, pizzeria za chińczykiem, chińczyk za hotdogiem, hotdog za donatem, donat za burgerem. Nieprawdopodobna ilość jedzenia. Wyjątkowo podłego.
Całe szczęście obok wątpliwej estetycznie kultury wizualno-spożywczej istnieje masa ciekawych miejsc do zobaczenia. Dzisiaj jeszcze nie opuściliśmy naszej pięknej dzielnicy, a mieliśmy co robić. Odsypialiśmy wyczrpującą podróż, spacerowaliśmy oglądając przedziwne kościoły (jak ten załączony na zdjęciu. taaaak, to Korean Philippo Presbyterian Church), odwiedziliśmy muzeum kina (czadowe) i oglądaliśmy kosmiczne produkty w spożywczym (jakich nie ma u nas). Zaraz idziemy na siłownię, żeby spalić te dzikie ilości jedzenia. Zatem był to tylko dzień ogarniania o co tu w ogóle chodzi, ale już jutro od rana biegniemy należycie zwiedzać.
obiecuję bardziej porywającą relację :))
ps: jest tutaj 6 godzin wcześniej jakby co.
See u! :)
Wszystko z pewnością dla grubasów <3
OdpowiedzUsuńW Finlandii natomiast prawie nie ma otyłych ludzi, chociaż są dziwnie poubierani, czasem jakby po prostu zatrzymali się w latach osiemdziesiątych (zwłaszcza niektóre starcze panie w krótkich dżinsowych kurtkach i leginsach, z włosami z przodu obciętymi od miski, a z tyłu z trwałą. Niezapomniany widok). I w sumie nikt tutaj nie dba o to, jak wyglądasz, bo nikogo to nie obchodzi :D